Wprowadzenie w Polsce obowiązku jazdy z włączonymi światłami do jazdy dziennej nie obyło się bez kontrowersji i niemałego oburzenia ze strony polskich kierowców. Wiele osób nie rozumiało zalet takiego rozwiązania, co dla nas jest całkowicie zrozumiałe, ponieważ jaki sens ma jeżdżenie z włączonymi światłami w środku lata, kiedy żar leje się z nieba, a problemem nie jest słaba widoczność, a oślepiające słońce. Okazuje się jednak, że takie, a nie inne prawo ma sporo zalet, co postaramy się w tym wpisie udowodnić. Zanim jednak do tego przejdziemy wyjaśnimy w kilku słowach, jak w ogóle światła do jazdy dziennej powstały i jak to się stało, że stały się one standardowym elementem oświetlenia każdego produkowanego obecnie samochodu.
Pierwsze światła do jazdy dziennej, podobnie jak wiele innych systemów bezpieczeństwa, takich jak, chociażby pasy bezpieczeństwa, powstały w Skandynawii. Jest to całkowicie zrozumiałe, ponieważ pogoda w tej części Europy nie rozpieszcza, a na jej północnych krańcach występuje nawet zjawisko znane jako noc polarna. Pierwsze lampy do jazdy dziennej powstały tam jak dodatkowe oświetlenie montowane obok standardowych lamp. Tego typu światła okazały się na tyle skuteczne, że Szwecja jako pierwsza w 1977 roku wprowadziła prawny obowiązek posiadania tego typu lamp, a niedługo po niej zrobiły to pozostałe kraje skandynawskie.
Wraz z biegiem lat prowadzone były kolejne badania, według których włączone lampy pomagały poprawić widoczność, nawet jeśli warunki oświetleniowe były dobre. Okazuje się bowiem, że włączone lampy są łatwo wyłapywane przez ludzie oko, nawet jeśli wokół jest jasno, choć nie to jest największą zaletą korzystania z lamp do jazdy dziennej niezależnie od warunków. Jest nią fakt, że trudno jest jasno określić, kiedy warunki oświetleniowe są jeszcze dobre, a kiedy już nie. Ustalenie, że trzeba lampy mieć włączone zawsze rozwiązuje ten dylemat i sprawia, że poziom bezpieczeństwa pod tym względem jest na możliwie najwyższym poziomie.
Materiał zewnętrzny